Friday, March 6, 2009

Zapiski ze stolicy Laosu (3)


Komitet Centralny Komunistycznej Partii Laosu poszedl kilka lat temu w slady przyjaciol z Hanoi. Partia rzadzi i poucza, ale prywatna inicjatywa jest mile widziana. "Bogacimy sie !", "Burzuazja powraca nad bulwary i wszystkie te rue". Laotanczycy okazali sie rownie przedsiebiorczy jak Polacy z okresu Rakowskiego i Balcerowicza.

Pomogli turysci, masowo naplywajacy z Tajlandii po zbudowaniu mostu "Przyjazni". Branze zwiazane z turystyka i gastronomia okazaly sie dochodowe dla wielu mieszkancow Vientiane.




Zywnosc plynie tu strumieniami;-) Rzeka i ulica....


Bulwar nad Mekongiem jest co roku modyfikowany. Przybywa pomostow nad rzeka, a fasady francuskich kamienic nabieraja blasku. Restauracje z ogrodniczymi krzeselkami okupuja zakurzony brzeg. Niestety ceny posilkow rosna tam co roku, szybciej niz inflacja.


Minusem tych bulwarowych jadlodalni sa hordy komarow nadlatujacych wieczorem.



Kilka uliczek w glebi miasta urzeduje pan Khamchana. Jego zona sprzedaje bagietki ze serkiem "la Vache que rire". Khamchan , ktorego nazywam Teacherem jest kopalnia wiedzy o Laosie. Siedzi zawsze przy stoliczku i zabawia rozmowa przybyszow z dalekich krajow. Znaja go przede wszystkim Francuzi, gdyz jako nieliczny w stolicy wlada biegle jezykiem Diderota.





Na ulicach Vientiane "pracuje" wiele kucharek gotujacych na piecykach tao-to.




Kuchnia laotanska nie jest wyrafirowana jak tajska. Niewybredni znajda tu sporo dan, poczawszy od fried rice i laotanskiej salatki z wolowiny ( pikatna ). Mnie ciesza najbardziej zakupy czerwonego wina, ktore jest bardzo drogie w Tajlandii.







Podczas pracy, gdy nie ma czasu na przerwe obiadowa, mozna zawsze cos przekasic prosto z liscia bananowca;-)












No comments:

Post a Comment