Monday, March 2, 2009

Vang Vieng. Zapiski ze stolicy Laosu (2)

W Vang Vieng policja lapie naiwnych turystow palacych "zielsko". Nie dajcie sie prowakacji. Nie przyjmujcie zadnych narkotykow i ziol od nowo poznanych friendów.


Zanim wyruszylem w podroze do tropikalnych krajow, frapowala mnie jedna mysl. Gdzie sie bede myl w tych dzunglach i buszu ??? Problem rozwiazal sie juz dawno. Wszedzie byla woda, a nawet lazienki z woda. Wraz z wiekiem wiecej uwagi poswiecam tematom: co pijemy ? i co jemy ?

Dwie godziny jazdy samodem na Polnoc od Vientiane znajduje sie Vang Vieng. Malownicza dziura polozona nad rzeka Nam Song. Jest to ulubione miejsce backpakersow przemierzajacych Indochiny. Totalny relaks;-) Miejscowosc jest nastawiona na obsluge przyjezdnych. Mozna tu kajakowac, wedrowac i popijac.


Rozprostowalem kosci chodzac po okolicznych pagorkach i zagladajac do kilku jaskin. Bylo goraco, i w taki tropikalny dzien kazdemu moze zamarzyc sie zimne piwo; nawet osobom nie przepadajacymi za chmielem w butelce. W srodku pustkowia przedsiebiorcza kobitka serwowala piwo Beerlao. Wielu Polakow poznalo juz smak tego trunku, wiec dodadam tylko , ze jest bardzo o.k.


Na wiekszy posilek planowalem wrocic do stolicy. Okoliczni wiesniacy mieli traktorki do zludzenia przypominajace maszyny z Birmy. "Ot, i tu wkracza dobrobyt cywilizacyjny" - pomyslalem upojony laotanskim piwem.


Swiat wyglada tutaj soczyscie po porze deszczowej, a nawet bardzo zielono.





Co za rajski zakatek ? Ha,ha,ha...




Laotanka nie tylko serwowala piwo i tzw. soft drinki.






To tajemnicze urzadzanie sluzylo to wyciskania soku z trzciny cukrowej.





Lokalsi przepadali za takim swiezym sokiem.





Zajrzalem do portfela. Bylem przy kasie. Wracam na wyzerke do Vientiane....








No comments:

Post a Comment