"Co za fantastyczne fajki i przepaski biodrowe ( loincloth ) maja te kmerskie plemiona" - rozmyslalem sobie snujac plany podrozy na zadupie w Laosie.
Plonem mojej eskapady jest odkrycie, ze Poludniowy Laos zamienia sie w kraine plantacji ( tak bylo 40 - 30 lat temu w Polnocnej Tajlandii ), a Wietnamscy robotnicy pracujacy przy budowie nowych drog ( bardzo ladne szosy ) zenia sie z Laotankami i chwala sobie wysoki poziom zycia w Laosie.
Wioski przeistaczaja sie w miasteczka, miasteczka w miesciny, a miasta podupadaja.
Savannakhet jest reklamowany i opisany w literaturze podrozniczej jako glowne miasto Poludniowego Laosu. Jest to nieprawda. Savann byl miastem numer jeden, ale juz nie jest. Savann jest tak ruchliwym i preznym miastem pelnym handlowcow z Wietnamu i Tajlandii, w takim stopniu jak dzungla pelna Alakow z lukami i dzidami na Poludniu Laosu. Oba swiaty przestaly istniec.
Teraz Pakse jest numer jeden, gdzie Tajowie i Chinczycy buduja nowe hotele. Savann jest totalnie zapyzialym miasteczkiem, gdzie 80% sklepow jest zamknietych na wszystkie spusty. Gdzie podzialy sie tlumy mieszkancow ? Wyjechali do roboty do Tajlandii i Vientiane.
Jestem swiadkiem ewolucji. Mieszkancom najwiekszego miasta pogarsza sie, a wiesniakom z okolicznych grajdolow polepsza. Widac tu palec komunistycznych geniuszy z Vientiane. Ich boski dotyk wyrownuje poziom zycia na prowincji ;-)
Jestem ciekaw, czy za kilka lat nastapi proces ruraryzacji miasta ? Moja babcia Lodzia opowiadala mi , ze jak przeprowadzila sie z Poznania do Szczecinie, to w centrum miasta w latach 60-tych, ludzie trzymali ziemniaki w wannach i warchlaki w lazienkach. Gomulka wyrownywal wowczas poziom zycia mieszczuchom i wiesniakom w PRLu.
Czy te orzechy kokosowe na chodniku padna lupem czarnych swin, jakich pelno w Poludniowym Laosie ?
Savannakhet ma 124 tysiace mieszkancow ( wyd. Lonely Planet , 4 wydanie, strona 278 ). Moze mieszka tam juz tylko 24 tysiace ludzi ?
W Tajlandii miejscowosci z 20 tysiacami mieszkancow maja zakorkowane centrum w ciagu dnia i w godzinach popoludniowych mozna miec problem z zaparkowaniem samochodu. A moze w Laosie ludzie nie maja kasy na zakupy i siedza 24 godziny w domach ? Miasto jest jak wymarle.
Uwielbiam niespodzianki i zadupia. Szkoda tylko, ze Savann okazal sie takim zadupiem kosztem nagich Alakow z lukami.
P.S.
Zastanawiam sie teraz, gdzie moglbym spotkac kolesiow z lukami i dzidami w najblizszej odleglosci od Bangkoku. Borneo ? Oj, intuicja podpowiada mi, ze i ta Ziemia Obiecana moze byc juz niedostepna.
Dayakowie biegaja po parku zwanym przez niektorych "dzungla" z komorkami i ogladaja telewizje z Dzakarty lub Kuala Lumpur. Wyjmuja swoje smiercionosne dmochawki i maluja twarze tylko, gdy zbliza sie do przystani grupa turystow z zaprzyjaznionego biura podrozy.
Zobacz wiecej zdjec z Savannakhet.
a ja sie boje, ze jak tych z lukami spotkasz to cie zjedza
ReplyDeleteNiech żyją babcie lodzie! ( moja też lodzia była )
ReplyDeleteKusimy los włócząc się po tych zadupiach ojjj kusimy ;P
ReplyDeleteChociaż jak się tak zastanowić... może i bezpieczniej tam niż u mnie "za winklem"?
ugotują i zjedzą...
ReplyDeleteNajniebezpieczniejsze sa duze miasta, szczegolnie w Afryce i Ameryce Pld. Reszta to pikus ;-)
ReplyDeleteCzytam teraz o portugalskim podrozniku Francisco Serrão. Jego kuzyn Ferdinand Magellan zostal ugotowany i zjedzony na Filipinach w roku panskim 1512.
ReplyDeleteCzy jeszcze sie beka Filipinczykom po tej pysznej kolacji ???
lomatko, i beka i czka!
ReplyDeleteoj!
ReplyDelete