Sunday, October 10, 2010

Z Kalaw do Pindaya przez pola kapuściane. Birma

Hotel w Kalaw prowadzony przez natrętnych Hindusów nie był warty wzmianki. Samo miasteczko położone pośród wzgórz stanu Szan podobało mi się tak samo jak Janowi Filipowi Senker. Miejscowy rynek był warty odwiedzin, a w kilku jadłodalniach serwowano całkiem sensowne potrawy.


Wczesnym rankiem opuszczaliśmy Kalaw. Bosonodzy mnisi z misami maszerowali w oparach porannej mgły.

Do taksówki, której wiek szacowałem na 25 lat wrzuciliśmy nasze bagaże.

Dobra droga kończyła się na rogatkach miasta.


Po minięciu miejscowości Aungban skręciliśmy na drogę numern 41. Pola kapusty rozciągały się po horyzont po obu stronach szosy. Poczułem się jak w wehikule czasu.

To nie był powrót w lata 80-te. To był krajobraz żywcem z lat 50-tych XX wieku.
Atmosfera i kolorystyka zgadzała się z obrazami Józefa Chełmońskiego. Garbate woły zastępowały konie, a twarze wieśniaków były bardzo smagłe.
Przypomniał mi się polski elementarz ze szkoły z lat 70-tych.
Brakowało tylko powiewającej flagi ze sierpem i młotem.


Pierwszą ciężarówkę mineliśmy dopiero kilka kilometrów od naszego celu : Jaskini w Pindaya.









2 comments:

  1. Olá Leo,
    Como vai você?
    Aqui tudo bem:)

    Saudades...Beijos(。◠‿◠。)ღ

    ReplyDelete
  2. @Nice

    Obrigado,
    tudo é maravilhoso,
    viagem, alimentação boa e 8 horas de sono por noite.

    Całusy :-)

    ReplyDelete