Wielu też odwiedziło jego wspaniały tekowy dom, który jest dziś zamieniony w muzeum i jest atrakcją turystyczną w Bangkoku.
Pierwszy raz byłem w domu Jima Thompsona 10 lat temu. Zafascynowany jego postacią przeczytałem jego biografię jednym tchem. Jego życiorys nadaje się na kanwę filmu fabularnego, a na pewno na kilka postów.
Thompson – architek z wykształcenia, powrócił po wojnie do Tajlandii mając w kieszeni 700 dolarów. W 1957 roku, 11 lat pózniej Thai Silk Co., gdzie był szefem i jednym z głównych udziałowców sprzedała jedwab za kwotę ponad 650 tysięcy dolarów. 63 lata temu była to olbrzymia suma pieniędzy.
Prowadzenie dochodowego biznesu umożliwiło mu regularne podróże po całym regionie Azji Południowo-Wschodniej, gdzie tropił i kupował antyki. Jego kolekcje można do dziś podziwiać w tekowym domu nad kanałem przy Soi Kasemsan 2.
Dziś chcę tylko zwrócić uwagę na kilka detali, które wpadły mi w oko podczas ostatniej wizyty w jego domu ( jest to prawdziwy skarbiec ).
Przez cały okres Ayutthaya były produkowane dla zamożnych ludzi, którzy ofiarywali je świątyniom. Tysiące takich amuletów było zamurowanych w stupach w całym Syjamie.
Pięć lat temu runęła jedna ze stup w centrum Chiang Mai, odsłaniając podobne złote amulety i relikwie.
W latach 50-tych i 60-tych kiedy wiekszość zabytkowych ruin w Tajlandii porostały chaszcze, setki poszukiwaczy skarbów i zwykłych rabusiów szukało złota ukrytego w murach starych świątyń. Dziś podobne plakietki ze szczerego złota można znaleźć jeszcze w Birmie.
Jak mówili znajomi króla jedwabiu, Jim czasami kupował kamienne posągi ( często bez głowy ) za kilka groszy od chłopów zamieszkujących okolicę Ayutthaya.
60 lat temu Tajowie nie zwracali uwagi na poobijane rzeźby i traktowali Thompsona jako wariata. Jego pasja kolekcjonerska ocaliła wiele zabytków kultury przed zniszczeniem i zainspirowała wielu bogatych mieszkańców Bangkoku do kolekcjonowania antyków.
No comments:
Post a Comment