Ulica Silom w Bangkoku należy do najdroższych i snobistycznych. Jest tu dużo sklepów, fajnych restauracji, a nawet galeria i sklepy z diamentami po miliony baht.
Pomiędzy marmurowymi fasadami są wciśnięte wąskie budynki ( jak w Wietnamie ) mieszczące oryginalne chińskie gar kuchnie. Zawsze siedzi tu sporo ludzi, którzy nie mają ochoty na sushi lub steka.
Ale,ale... Gdzie jest menu ? No, właśnie, wisi na ścianie.
a może jakiś przepis? popróbujemy tego czego nie mozemy na miejscu :)
ReplyDeletepozdrawiam ciepło
Fajne takie zamowienia "na pismie" przynajmniej jest dowod rzeczowy w przypadku pomylki;))
ReplyDeleteczytam to zajadając się spaghetti z sosem pomidorowo-mocno-czosnkowym z bazylią ;DDD
ReplyDeleteHmm, przy tej cenie zamawiać całe menu i dopiero wtedy wybrać. Resztę rozdać tym co jeszcze nie zamówili :)
ReplyDeleteJak poradzić sobie w takim przypadku bez znajomości języka? Gdyby chociaż były obrazki!
SMAKOSZE WSZYSTKICH KRAJÓW ŁACZCIE SIĘ !!!
ReplyDelete@zielony kapelusz
myśle, że te dania są banalnie proste.
ich oryginalność polega na śmiałym eksperymentowaniu z przyprawami i łamaniu wszelkich zasad ( nasze eropejskie podniebienie jest stonowane )
@zadora
ReplyDeletedlatego turyści nie zaglądają w takie miejsca.
Zawsze można zejść do kuchni i pokazać palcem, co się chce zjeść.
Turysta na pewno zostanie bardzo dobrze obsłużony :)
ale świetnie!
ReplyDelete@doro
ReplyDeletesmacznego !!!
wlasnie sie objadlem. Nie mam miejsca juz na deser.
A te zdjecia sa ze srody. Dzisiaj byla ryba i owoce morza.
to chyba stan abstrakcyjnie niemożliwy dla mnie - nie mieć miejsca na deser, hahah!
ReplyDeletepozdrawiam
Nie dość, że bary tylko dla lokalesów to jeszcze wyłącznie piśmiennych :)
ReplyDelete@Zadra
ReplyDeleteU nas powszechnie wiadomo, że "klient w krawacie jest mniej awanturujący się", a tam tylko piśmienny może zamówić danie. Wniosek: poziom funkcjonalnej skolaryzacji w Tajlandii musi być wyższy niż w Polsce. Co kraj to obyczaj.
Pamiętam w jakimś filmie rodem z pierwszej komuny była scena jak gość danie w restauracji. Był kapuśniak i bigos. Jak ktoś zamówił bigos, pani "restauratorka" durszlakiem wyciągała kapuśniaku kapustę.
Dla mnie jedno jest pewne. Nie ma tam SANEPIDu a na pewno jest czyściej, taniej i smaczniej niż w naszych przybytkach. No i nie ma kas fiskalnych! :-)
Klient nasz pan! bedzie pan zadowolony...kurna, jak napisać makaron po Waszemu? a po angielsku mogę? po polsku raczej, nie, co?
ReplyDeletea można narysować makaron? :)))))
Jak mi się kiedyś znudzi to, co robię teraz to pojade do Hanoi i otworzę budkę z zupą Pho :)
ReplyDelete@Daria
ReplyDeleteCalkiem sensowny pomysl :-)
ale dlaczego Hanoi ?
Nie lepiej Sajgon ? A moze za goraco na poludniu Wietnamu ??
@Beata
ReplyDeleteJak sprzedaja tylko makaron , to po co go rysowac ?
@Andrzej
ReplyDeleteKasy fiskalne i sanepidy wykonczylyby cala Azje.
Dobrze, ze nie ma ZUSu.
Gdy obiad kosztuje 4 zlote, to kazdy pracujacy odklada sobie forse na starosc ;-)
Ogólnie to oczywiście, że Sajgon jest tysiąc razy lepszy, ale tam jest tyle fascynujących rzeczy, że pewnie nie byłabym w stanie skupić się na prowadzeniu budki. :) Poza tym - nie wiedzieć czemu - Pho kojarzy mi się z Hanoi.
ReplyDeleteTak przy okazji, nie napisał byś czegoś o tej eklektycznej religii i świątyni na obrzeżach Sajgonu? tej, która jest połączeniem wszystkich możliwych religii?
Pozdrawiam,