Na trasie Chiang Mai - Bangkok linie lotnicze Nok Air biją na głowę AirAsię.
W cenie biletu jest ujęty bagaż 15 kg, małe śniadanko i najważniejsze: wysokim farangom dają siedzenia przy drzwiach awaryjnych ! Komfort dla nóg Faranga.
W AirAsia trzeba płacić dodatkowo za takie miejsca.
Siedzę już w samolocie Nok Air i napieram rano do Bangkoku.
Po godzinie lotu wita mnie parny, duszny Bangkok !! ( Jak ja wyrobiłem mieszkając w stolicy Tajlandii przez kilka lat ? Ta kwestia pozostaje dla mnie zagadką do dziś ).
Na lotnisku Don Muang czekają już taksówkarze, którzy zawiozą mnie chętnie za 500 baht do centrum miasta.
Nie, nie, nie - cwaniaku włączaj taksometr !!
Jedziemy hajwejem i po 45 minutach jestem w Chillax Resort przy ulicy Phra Sumen. Za kurs płacę 300 baht.
Hardcore czeka już w hotelu.
Chillax Resort jest położony blisko Chao Phraya, skąd na przystani Phra Athit płyniemy łodzią do China Town. Szybciej niż taksówką.
Na Charoen Krung odwiedzam znajomego Pakistańczyka, u którego zaopatruje się czasami w kamienie szlachetne i pół-szlachetne.
Rozglądamy się za lunchem na Yaowarat. Centrum China Town jest napakowane ludźmi.
Jedzenie jest mnóstwo . Może świeżutkie kraby ?
Oj, nie. Coś bardziej prozaicznego.
Mięciutka wieprzowina rozpływająca się w ustach na ryżu i małe piwo - to idealny lunch.
Opuszczamy China Town i dalej na Silom.
Czas na kawę i ciasteczko.
W Starbaku setki ludzi, więc wchodzimy do koreańskiej konkurencji : Tom N Toms Coffee.
Właściwa decyzja !
Smacznie, miło i dużo przestrzeni życiowej.
Zestaw za 135 baht i miekkie fotele + widok na Silom z drugiego piętra.
Zapada wieczór. Powrót zajmuje sporo czasu. W końcu Bangkok jest 3 razy większy niż Warszafka.
Codziennie przybywa w Bangkoku ponad 1500 nowych samochodów !!
Wracamy rzeką.
Stołujemy się w Wunderbar. Paper steak jest średni. Nie powala mnie na nogi.
Dochodzi 22 godz.
Hardcore ma ochotę na owocowego szejka.
Jaki problem ? To jest Bangkok.
Pięć bloków od naszego hotelu odkrywamy zakład krawiecki, który serwuje również szejki !!!
Właścicielka za ladą miksuje owoce.
W hotelu czeka jeszcze kapiel w jacuzzi. ostatni punkt programu.
Idziemy kimać. Jutro czeka nas ciężki dzień.
W cenie biletu jest ujęty bagaż 15 kg, małe śniadanko i najważniejsze: wysokim farangom dają siedzenia przy drzwiach awaryjnych ! Komfort dla nóg Faranga.
W AirAsia trzeba płacić dodatkowo za takie miejsca.
Siedzę już w samolocie Nok Air i napieram rano do Bangkoku.
Po godzinie lotu wita mnie parny, duszny Bangkok !! ( Jak ja wyrobiłem mieszkając w stolicy Tajlandii przez kilka lat ? Ta kwestia pozostaje dla mnie zagadką do dziś ).
Na lotnisku Don Muang czekają już taksówkarze, którzy zawiozą mnie chętnie za 500 baht do centrum miasta.
Nie, nie, nie - cwaniaku włączaj taksometr !!
Jedziemy hajwejem i po 45 minutach jestem w Chillax Resort przy ulicy Phra Sumen. Za kurs płacę 300 baht.
Hardcore czeka już w hotelu.
Chillax Resort jest położony blisko Chao Phraya, skąd na przystani Phra Athit płyniemy łodzią do China Town. Szybciej niż taksówką.
Na Charoen Krung odwiedzam znajomego Pakistańczyka, u którego zaopatruje się czasami w kamienie szlachetne i pół-szlachetne.
Rozglądamy się za lunchem na Yaowarat. Centrum China Town jest napakowane ludźmi.
Jedzenie jest mnóstwo . Może świeżutkie kraby ?
Oj, nie. Coś bardziej prozaicznego.
Mięciutka wieprzowina rozpływająca się w ustach na ryżu i małe piwo - to idealny lunch.
Opuszczamy China Town i dalej na Silom.
Czas na kawę i ciasteczko.
W Starbaku setki ludzi, więc wchodzimy do koreańskiej konkurencji : Tom N Toms Coffee.
Właściwa decyzja !
Smacznie, miło i dużo przestrzeni życiowej.
Zestaw za 135 baht i miekkie fotele + widok na Silom z drugiego piętra.
Zapada wieczór. Powrót zajmuje sporo czasu. W końcu Bangkok jest 3 razy większy niż Warszafka.
Codziennie przybywa w Bangkoku ponad 1500 nowych samochodów !!
Wracamy rzeką.
Stołujemy się w Wunderbar. Paper steak jest średni. Nie powala mnie na nogi.
Dochodzi 22 godz.
Hardcore ma ochotę na owocowego szejka.
Jaki problem ? To jest Bangkok.
Pięć bloków od naszego hotelu odkrywamy zakład krawiecki, który serwuje również szejki !!!
Właścicielka za ladą miksuje owoce.
W hotelu czeka jeszcze kapiel w jacuzzi. ostatni punkt programu.
Idziemy kimać. Jutro czeka nas ciężki dzień.
No comments:
Post a Comment