Wszyscy wymiekali przy gosciu w tajskiej ambasadzie. Kolo w zgrzbnej sukmanie gestykulowal energicznie. Wymachiwal formularzem wizowym i domagal sie po rosyjsku wydania tajskiej wizy. Nikt nic nie rozumial, ale przedstawienie bylo pierwszej klasy.
"kto to ? kto to ?" - rozlegaly sie glosy zaintrygowanych ludzi w ambasadzie w Vientiane. " Czy to aktor z balkanskiego filmu historycznego ? " zapytal sie mnie bialas wygladajacy na faranga z Pattayi.
Okazalo sie, ze kolega podroznik nie ma 1000 baht na oplacenie wizy. Rzucilem sie na ratunek koledze po fachu. Przeciez byla to bratnia, slowianska dusza; czysta improwizacja zyciowa. Poinformowalem wszystkich obecnych o klopotach finansowych Rosjanina. Zaraz znalazl sie amerykanski sponsor jego wizy.
Przy okienku z urzednikiem zostalem tlumaczem.
Tajski urzednik -" Gdzie bedziesz spal w Tajlandii ? "
Kolega Rosjanin - " Ja moge spac wszedzie. Bede sypial na ulicy ".
Moje tlumaczenie - " On ma duzo znajomych w Tajlandii, bedzie nocowal w prywatnych domach ".
Tajski urzednik - " O.K. Jutro odbior wizy".
Kolega Rosjanin przedstawil mi swoja trans-azjatycka trase. Opuscil Kazachstan kilka miesiecy wczesniej. Do Laosu przybyl z Wietnamu. Po drodze pomagali mu wszedzie ludzie. Teraz chce sie dostac do Indii przez Tajlandie...Na pozegnanie wreczylem mu swoj numer telefonu. "Jak bedziesz w Chiang Mai, to pomoge ". Tydzien pozniej kolega wloczykij zadzwonil do mnie...
c.d.n.