Zakupy to ciężka harówka.
Birma to nie Afryka. Murzyni nie znoszą swoim skarbów do nóg Masy.
Trzeba się samemu nachodzić. Dobrze, że wszystko interesujące w Yangon zlokalizowane jest pod jednym dachem.
Bogyoke Market to labirynt setek sklepików z kamieniami, rękodziełem, ciuchami i żarciem.
Wykruszyli się tylko lokalni cinkciarze. Ich usługi zastąpiły bankomaty.
Przy "głównej ulicy" królują stoiska z bizuterią.
Kamienie szlachetne i pół szlachetne są tu najdroższe, bo właściciele płacą największy czynsz w centrum Bogyoke Market.
Korale z jadeitu bywają tu znacznie droższe niż w Bangkoku na Chatuchak.
Ale wystarczy wejść w wąską uliczkę i odejść kilka metrów. Ceny lecą ostro w dół.
Fantastyczne spinele z Mogok mają już atrakcyjną cenę : 15 zielonych za karat.
Kupowanie kamienii to wyczerpująca praca.
Lunch na rynku jest jak najbardziej wskazany.
Przedzieram się poprzez sklepy z "antykami" z Nagaland i podziwiam sztukę wizualną.
Punktem kulminacyjnym każdej mojej wizyta na rynku jest wizyta u pana Aung, który jest wspaniałym dilerem Birmańskich antyków.
Oglądanie i wybór paciorków Pyu z pierwszego tysiąclecia naszej ery zajmuje ponad trzy godziny.
Pan Aung ma najlepszy towar w całej galaktyce. Przy ustaleniu ceny każdego sznura antycznych paciorków niezbędny jest zeszyt, w którym są odnotowane ceny zakupu.
Birma to nie Afryka. Murzyni nie znoszą swoim skarbów do nóg Masy.
Trzeba się samemu nachodzić. Dobrze, że wszystko interesujące w Yangon zlokalizowane jest pod jednym dachem.
Bogyoke Market to labirynt setek sklepików z kamieniami, rękodziełem, ciuchami i żarciem.
Wykruszyli się tylko lokalni cinkciarze. Ich usługi zastąpiły bankomaty.
Przy "głównej ulicy" królują stoiska z bizuterią.
Kamienie szlachetne i pół szlachetne są tu najdroższe, bo właściciele płacą największy czynsz w centrum Bogyoke Market.
Korale z jadeitu bywają tu znacznie droższe niż w Bangkoku na Chatuchak.
Ale wystarczy wejść w wąską uliczkę i odejść kilka metrów. Ceny lecą ostro w dół.
Fantastyczne spinele z Mogok mają już atrakcyjną cenę : 15 zielonych za karat.
Kupowanie kamienii to wyczerpująca praca.
Lunch na rynku jest jak najbardziej wskazany.
Przedzieram się poprzez sklepy z "antykami" z Nagaland i podziwiam sztukę wizualną.
Punktem kulminacyjnym każdej mojej wizyta na rynku jest wizyta u pana Aung, który jest wspaniałym dilerem Birmańskich antyków.
Oglądanie i wybór paciorków Pyu z pierwszego tysiąclecia naszej ery zajmuje ponad trzy godziny.
Pan Aung ma najlepszy towar w całej galaktyce. Przy ustaleniu ceny każdego sznura antycznych paciorków niezbędny jest zeszyt, w którym są odnotowane ceny zakupu.
Wsztsrko co piszesz to prawda. Widziełem ten birmański pot na Twoim czole jeszcze w Chiang Mai. Ech ta Azja, wszystko z człowieka wyciśnie. Strasznie chujowo żyje się w tej Tajlandii.....
ReplyDeleteżebyś wiedział jak się chujowo żyje !!
DeleteJuż tęsknie za wypełnianiem PITu 5 co miesiąc i telefonów od księgowej, tęsknie za skrobaniem szyb w samochodzie codziennie rano, tęsknie za kanapkami na śniadanie, drugie śniadanie i na kolację.
Chyba wrócę do tego raju nad Wisła , hahahaha
coz, mile dla oka te spinele. taki tygrys stojacy tam u pana Aung to z czego moze byc zrobiony?
ReplyDeleteTygrys jest zapewne z lekkiego drewna i pokryty laką ;-)
Delete