Monday, October 29, 2012

Jedzenie wychodzi na ulice. Malezja

Odwiedzam Malezję każdego roku. Są to zawsze krótkie, kilku dniowe pobyty. Ciągle nie byłem na torze Sepang, w najstarszej dżungli świata Taman Negara, nie wszedłem na Kinambalu. Te wszystkie atrakcje można jednak zaliczyć i odfajkować w ciągu dwóch tygodni.

Żywe żaby i węże czekają na smakoszy w Kuala Lumpur.

Pod względem kulinarnym nie da się tak szybko "zaliczyć" Malezji. Moja lista dań do spróbowania jest ciągle kilkakrotnie dłuższa od listy potraw, które znam z atopsji.


Rzeźnik w centrum stolicy.


Pomimo 30-stopniowego upału panującego przez cały rok, wszystko jest tu świeże. Za równowartość 10 złotych można wziąć udział w królewskiej uczcie w dowolnie wybranej  knajpie ze stolikami rozstawionymi na chodniku, o której goście prezydenta Gajowego nie mają cienia pojęcia.


Zastanawiam się tylko, co zrobiliby Muslimy z sąsiedztwa, gdyby Chińczycy wystawili na ulicę odcięte świńskie łby ?

Hinduści nie mają tam argumentów.

Wiadomo od dawna, że tolerancja polityczna i brak sanepidów wzbogacają gamę doznać kulinarnych.
Szkoda, że nie ma w Malezji koszernych jadłodajni. Byłby to absolutny raj dla każdego smakosza.

No comments:

Post a Comment