Mijany po drodze pociąg zwany szumnie Darjeeling Himalaya Railway był ledwo widoczny.
Droga pięła się stale pod górę i po dwóch godzinach założyłem bluzę. Z tą bluzą już się nie rozstawałem w Darjeeling. Po południu mgła spowiła krajobraz, i zrobiła się jesień średniowiecza.
Przyzwyczajony do temperatury całorocznej oscylującej wokół 30 stopni, przeżyłem szok termiczny w górach. Zanim zacząłem pić lokalne, gorące herbatki, przetestowałem indyjskie browary w Darjeeling. Rozgrzewałem się intensywnie !
Zwycięzcą został bezapelacyjnie Kalyani Black Label. Boski smak, pięknie rozgrzewa. Ten sam browar z Bangalore wyprodukował najgorszego szczocha, którego nie spotałem nawet w całej Azji Południowo-Wschodniej. Mógłby z nim konkurować tylko kenijski Tusker z początku lat 90-tych. Kingfisher Strong to straszna kaszanka, która nadaje się tylko aby zmienić stany świadomości. Paskudny smak, mieszanka moczu z podejrzaną nutką syropu na kaszel. Paskudztwo !
nie wazne co, wazne, ze zmienia stany swiadomosci :P
ReplyDelete@szombi
ReplyDeletetak bylo kiedys ;) dzis real jest tak interesujacy, ze szkoda tracic czas na odmienne stany swiadomosci, hehe
Ale Kingfisher jest przeciez dobry! Chyba, że albo ja się nie znam (co mozliwe) albo Kingfisher strong to jakaś niekoniecznie dobra odmiana. Sprawdzę za 2 tygodnie.
ReplyDelete@Ania
ReplyDeleteKingfisher Premium jest cacy :) ale nie Strong
Co ciekawe, wszystkie piwa pochodza z tego samego browaru w Bangalore.
Moze uda sie Tobie odkryc jakies nowe piwo ?
Kryste, dobrze, ze sie bylo czym rozgrzac:)
ReplyDeletepiłes mocz?:)
ReplyDeleteno pilem mocz :) nawet nie chce sobie przypominac, co tam jadlem...
ReplyDeletenie opisuj!
ReplyDeleteKurcze, ciekawym czy ten Black Label ma coś wspólnego z tym z RPA. Tam też jest taka marka i też smakowała mi najbardziej.
ReplyDelete@widmowy
ReplyDeletecos musi byc na rzeczy :) Trzeba zbadac ten temat !!!