Thursday, December 13, 2012

Zaczął się grudzień w Tajlandii.

Samolot z Denpasar na Bali leci 4 godziny 20 minut do Bangkoku. Przeniosłem się z tropikalnej wyspy to Tajlandii, gdzie grudzień jest niezwykle łagodny, tzn. żadnych ulew, żadnych upałów. Ciepło i sympatycznie jak zawsze.


Rano pognałem na targ amuletów. Ulice były jeszcze puste w tej części miasta. Tylko setki chińskich turystów wysypały się z autokarów i szturmowało wejście do Grand Palace.


Wracając godzinę później z targu minęłem ponownie ulicę La Phra Nan, gdzie królewscy gwardziści szykowali się do objęcia warty na terenie Królewskiego Pałacu.


Leciałem na śniadanko do Green Haus na Rambuttri, gdzie przy ulubionym stoliku przejrzałem prasę w internecie.


W planie miałem jeszcze kilka spotkań, a wiadomo, że w Bangkoku planowanie trasy jest najważniejsze. O 10 godzinie ulice były już nabite samochodami i ludźmi. Na Chaoren Krung między China Town, a Silom udałem się pomarańczową linią rzeczną. Dotarłem tam w  40 minut.

4 comments:

  1. Ale te karabiny to trzymają krzywo. Ja bym ich na musztrę posłał do Moskwy albo do Korei Płn!!!

    ReplyDelete
  2. śmieliśmy się, że na wartę do pałacu za karę się trafia.
    Stoisz jak posąg, białasy jak much obsiadają cię - klik klik - strzelają migawki aparatów, a wartownik nawet magazynku w karabinie nie ma - co by się od nich odgonić.
    Za karę powiadam!!

    ReplyDelete
  3. No i jeszcze ostatnio jak ich widziałem to kantki na spodniach mieli jakoś tak niedbale zaprasowane ...... Coś mi się zdaje, że ta monarchia schodzi na psy ....

    ReplyDelete
  4. Ja zwróciłem uwagę , że wartownicy nie przypominają przykurczów jak Kartofel.

    Wykarmienii na ryżu i mleku z proszku.

    ReplyDelete