Monday, September 28, 2009

Wyspa Bali. Na trasie Ubud - Lovina. (1)

Najlepiej czuje się w podrozy. Zmieniajace się krajobrazy i twarze ludzi dzialaja na mnie jak ozywczy balsam. Nowe sytuacje i miejsca wyzwalaja pozytywna energie, a nawet male dawki adrenaliny.
Choć byłem w "podrozy", tak na prawde bylem tylko na Bali, w jednym miejscu, na jednej wyspie. Codziennie ogladalem nowe miejscowosci, ale brakowalo mi tego przemieszczania sie, tego "kopa" liczonego w kilometrach.

Główna droga z Denpasar do Singaraja na polnocy Bali, w poprzek wyspy oferowala wspaniale mozliwości poznania wiekszego terenu z perspektywy drogowej. Wypozyczenie samochodu na Bali jest bajecznie tanie. Nawet opcja z wlasnym kierowca i paliwem nie przekracza 120 zlotych za dzien. Motor daje jednak wolnosc i pozwala "wcisnac sie" w kazda dziure.

Na moja najdluzsza wycieczke na Bali wybralem niedziele, kiedy ruch drogowy jest mniejszy na wyspie.

Droga Denpasar - Singaraja jest oznaczona na mapie jasno zoltym kolorem, czyli cos jak trasa drugiej kolejnosci odsniezania. W terenie trudna ja odnalezc. Szczegolnie dojezdzajac ze wschodu , z Ubud. Panstwo Indonezyjskie oszczedza na oznakowaniu drog i jeszcze nikt nie wpadl na to, aby ponumerowac drogi.
Na skrzyzowaniach rownorzednych drog stoja kamienne oltarze i miejscowe babeczki skladaja na nich tacki z gotowanym ryzem i kadzidlami.

Na jednym bezimiennym skrzyzowaniu zostawilem swoj skuter i zaczalem sledzic kobiete w blekitnej bluzce. Szybko dotarlem do wrót światynii.


W kazdej miejscowosci na Bali jest kilka swiatyn, wiele z nich nalezy do jednej rodziny.
Niektore z nich wchodzą w biznes turystyczny i na terenie takiej swiatynii otwieraja hotel turystyczny. Musi to byc stara praktyka, siegajaca lat 70-tych. Rekiny branzy turystycznej pobudowaly w calej Indonezji 5 - gwiazdkowe resorty adoptujac ten swiatynny styl okreslany "lavish, Bali style".

W Ubud, gdzie byla moja baza odwiedzilem kilka takich "turystycznych hoteli" oferujacych pieknie wykonczone kamienne domki z klimatyzacja i TV w ogrodzie z oltarzami i kadzidlami.

Kobieta w blekicie skladala ofiary duchom, a ja ruszylem na polnoc.




5 comments:

  1. Zaczyna sie robić ciekawie. Masz racje kilometry pokonane dają powera człowiekowi.Wtedy sie czuje,ze podróz trwa....Długo juz w Azji?

    ReplyDelete
  2. To na rowerek proszę, rowerek, szybciej poczujesz kilometry:)

    ReplyDelete
  3. cz.1? Czyżby kolejna telenowela?
    hi hi hi ... nie martw się - lubię telenowele w Twoim wydaniu ;)

    Zgadzam się z Beatą. 100 km dziennie rowerem po górach wystarczy, abyś poczuł że żyjesz (wiem co mówię). Niestety Egipt nie jest dobrym miejscem na rowerowe wyprawy, a szkoda ...

    ReplyDelete
  4. Dziekuje za sugestie :)

    Mysle, ze na rowerze mialbym zamglone oczy z wysilku i nic bym nie widzial.

    Chyba musialbym zaczac od treningow, np. 5 km dziennie ?? ha,ha,ha...

    ReplyDelete
  5. @Ania

    Tak. telenowele = blognowela :) to jest to !!

    byla juz pani w blekicie.

    bedzie pan z parasolem, karzel z ryba, naganiacze wycieczek z delfinami, dramatyczna burza i piekne, choc ubogie tancerki.

    i wiele innych atrakcji...

    ReplyDelete